sobota, 22 czerwca 2013

Six

27 listopad, 2012r. - wtorek

Dzień jak co dzień. 
- Hopeeeeeeeeeee! Wstawaj, zaraz się spóźnisz! - wołała mama.
Wstałam, była godzina 7:40, pewne było, że się spóźnię. Szybko pobiegłam po ciuchy do łazienki, nie robiłam nawet makijażu. Ubrałam się, uczesałam się jak tylko umiałam, jakiś warkocz. Sama się śmiałam ze swojego wyglądu. Spakowałam szybko zeszyty, nie patrząc jakie i pobiegłam do kuchni.
- Zapomniałaś włączyć budzik? - zapytała mama. -Trzymaj śniadanie.
- Taak, wczoraj późno przyjechałam z Justinem...  - odpowiedziałam. - Ty przyjechałaś chyba później ode mnie? - dodałam.
- Wróciłam rano, Jimmy mnie odwiózł. 
- Kim jest Jimmy? - zapytałam w pośpiechu ubierając kurtkę. 
- Kolega z pracy. Całą noc przygotowywaliśmy papiery dla szefa.
- Tak, tak, okej. Lecę, autobus szkolny chyba już odjechał, więc muszę złapać drugi. Pogadamy jak wrócę ze szkoły. Buziaki! 
- Tylko nie jedź do Jusa, wróć autobusem bo musimy pogadać, Jer i Ann  chcieli z tobą pogadać!
Krzyknęła, po czym szybko wybiegłam w domu, złapałam autobus i pojechałam do szkoły.
 Biegłam po korytarzu jak najszybciej mogłam, wrzuciłam książki do szafki i w końcu znalazłam się w klasie.
Miejsce obok Nathy było wolne, więc usiadłam tam, tak błyskawicznie, że nauczycielka nie zauważyła, że weszłam. Bynajmniej tak myślałam.
- Hope Baterfly. - powiedziała pani Tomilson będąc zła, że się spóźniłam.
Faktycznie wpadłam po  15 minutach lekcji, ale to nie aż takie spóźnienie.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Dlaczego się spóźniłaś? Czyżby znowu balety z panem Bieber? - zapytała.
 Zdenerwowałam się wtedy jak nigdy. Nikt nie ma prawa mieszać się w moje życie prywatne, a zwłaszcza nauczyciele w życie poza szkolne.
- Spóźniłam się, ponieważ zgubiłam telefon i nie mogłam ustawić budzika. Mama obudziła mnie o 7:40, więc przyjechałam jak najszybciej mogłam, łapałam autobus, który prawie odjechał specjalnie, żeby nie opuścić tego dnia. I Justin nie ma tu nic do rzeczy, niech pani go w to nie miesza.
- Ależ przepraszam. Jednak nic to nie zmienia, masz wpisane spóźnienie, które będzie musiał usprawiedliwić twój rodzic.
Byłam zdenerwowana, ale cóż. Lekcja została prowadzona dalej.
Przyszedł czas na przerwę śniadaniową.
- Co jest Hope, widzę, że masz zły dzień... ? - dopytywała Nathy.
- Nie wiem sama... Mam dość wszystkiego. Wczoraj było idealnie, ale ta głupia Tomilson oczywiście musiała mi dziś dowalić. We wszystko będą teraz mieszać Justina... - rozmowę przerwała nam jakaś dziewczyna...
- Hej, mam na imię Rose White. Jestem nowa, mogę się dosiąść? Powiedziano mi, że będę z wami w klasie więc pomyślałam...
- Siadaj. - przerwałam jej. - Ja jestem Hope, a to jest Nathy.
- Miło was poznać. Zaraz dojdzie tutaj jeszcze mój brat, jeśli się zgadzacie?
- Jasne, może przyjść. - odpowiedziała Nat.
Po 5 minutach przyszedł jakiś chłopak... Całkiem przystojny, w naszym wieku. Brązowe oczy, piękne, głębokie... Włosy w kolorze oczu, wysoki. Ubrany był w białą koszulkę i szara bluzę.
- Hej, mam na imię Can...
Tym razem jemu przerwała Nathy, wiedziałam od razu, że jej się spodobał.
- Rose już nam opowiadała o Tobie. Siadaj. - mówiła.
Can usiadł z nami.
- Ja mam na imię Nathy, a to jest Hope. - kontynuowała.
- Miło was poznać.
- Tak, tak. Nam ciebie też. Opowiedz coś o siebie? - Nat ciągle go zagadywała, jak najęta.
- Rose i ja jesteśmy z Europy, dokładnie z Niemiec. Przeprowadziliśmy się do Ameryki 3 lata temu, mieszkaliśmy wcześniej w Los Angeles, ponieważ Rose próbowała tam zostać gwiazdą.
- Ooo. Hope, a może Justin pom... - chciała powiedzieć, ale ją szturchnęłam i zatkałam jej buzię.
- Ogarnij się, nie będę do niczego wykorzystywać Justina, tym bardziej nie będę się chwalić, że z nim jestem. - wyszeptałam jej.
- Jaki Justin? Timberlake? Bieber? - pytał Can.
- Nie... Nikt, nikt, nie ważne.
- Pewnie chodzi o Biebera... Słyszałam, że do tej szkoły chodzi jego dziewczyna... To ty? - rzekła Rose
- Tak, tak... To ja. Ale od razu mówię wam, że nie będę do niczego namawiać Justina, a zwłaszcza żeby promował kogoś.
- Nie chciałam nawet o to prosić. Masz wielkie szczęście dziewczyno, gratuluję. - mówiła i mówiła...
- Dobra, powiem raz. Nie chodzi mi o pieniądze Justina, o jego sławę. Chodzi mi tylko o jego serce i życie, to co sie dzieje. Nie widzę w nim tego Justina Biebera, którego widzą wszystkie fanki i Beliebers. Widzę w nim mojego chłopaka i to tyle. Zmywam się ze szkoły. Czeeeeeeeeeeeeeeeść wam.
Pobiegłam do szafki, zabrałam plecak z książkami Wyszłam ze szkoły i poszłam na przestanek. W końcu przyjechał autobus. Wsiadłam i pojechałam do Jusa. Wiedziałam, że nie będzie go w domu. Musiałam czekać przed bramą. W końcu przyjechał i weszłam do środka. Weszliśmy, rzucił klucze od auta na tzw. wysepkę w kuchni i zapytał:
- Co jest? Czemu nie jesteś w szkole i od której siedziałaś pod bramą?
- Gdybyś był w domu, w ogóle bym nie siedziała pod nią. Nie jestem, bo wkurzyli mnie nowi. Can i Rose White. Co za ludzie... I ta cała Tomilson, głupia jędza. Nie miałam ochoty dłużej tam siedzieć... Masz coś do picia? W sumie jestem też głodna, zwiałam w trakcie przerwy śniadaniowej.
- Kochanie, już jest 13, nie jadłaś nic od rana?
- Nic. - odpowiedziałam.
- Vanesso! - zawołał kucharkę. W sumie mógłby sobie sam gotować, ale gdy Pattie nie ma w domu, to oczywiste, że sam nie będzie tego robił. Poza tym, Vann mógł traktować jak własną ciocię, lub kogokolwiek z rodziny.
- Tak Justin? - zapytała.
-  Przygotujesz obiad? Tak, żeby był gotowy za 15 minut. Hope nic nie jadła, ja też jestem głodny, od 6 rano jeździłem i załatwiałem wszystko w sprawie trasy...
- O Bieber! Nie tłumacz się - uśmiechnęła się i mówiła dalej - lecę w takim razie do kuchni na dół i wołam was za 15, może 20 minut. Dobrze?
- Okej. Hope, weź sobie coś z lodówki i chodź do mojego pokoju.
Wzięłam i poszłam do góry.  Justin też przyszedł do pokoju. Był cały mokry, znowu brał prysznic.
Położyłam się na łóżku, włączyłam TV. Jus poszedł się wytrzeć i przebrać. Gdy wrócił podniósł mnie, wyłączył telewizor, przytulił mocno do siebie i pocałował. To było takie słodkie. Od razu wiedziałam o co chodzi. Rzucił mnie z powrotem na łóżko, ciągle się całowaliśmy. '' Przerwało '' nam pukanie do drzwi.
- Tak? - zapytał Justin.
- Kochani, chodźcie na obiad. - oznajmiła nam Vanessa.
- Przyjdziemy za pare minut... - powiedział.
Vann odeszła od drzwi a Justin całował mnie dalej.W końcu zaczął mnie rozbierać. Bałam się trochę, w końcu to mój pierwszy raz... Ale jak się bawić to się bawić! Bynajmniej tak myślałam. Wiedziałam, że mnie kocha, więc nie robiłam nic żeby to przerwać... Chciałam tego... Tak, chciałam... Ale coś mi przeszkodziło. Poczułam, że nie mogę. Nie byłam do końca naga, on też nie, więc mogłam zestopować. Puściłam go.
- Co jest? - zapytał.
- Jus... Nie mogę... Przepraszam. Wiem, masz 18 lat, ale ja mam 16, nie mogę... Nie teraz.
- Mhm, rozumiem.
- Nie zrozum mnie źle... Wiesz, że cię kocham, ale po prostu jeszcze nie teraz.
Ubraliśmy się, położyłam się obok niego mocno go przytuliłam i wyszeptałam mu jeszcze raz, że przepraszam. Pocałował mnie w policzek i powtórzył, że na prawdę mnie rozumie. 
Obejrzeliśmy film i poszliśmy na obiad, który Vann musiała nam odgrzać. Zjedliśmy. Nagle zrobiła się godzina 17. Mama mówiła mi, że miałam nie jechać do Justina... Będzie zła. I jeszcze będzie musiała usprawiedliwić moją ucieczkę oraz spóźnienie. Nie ważne. Pojechaliśmy z Justinem do mojego domu. Po półtorej godziny byliśmy na miejscu. Weszliśmy do domu, Justin poszedł do mojego pokoju i oglądał TV a ja poszłam do salonu do mamy.
- Miałaś nie jechać do Justina. - powiedziała.
- Wiem, przepraszam. - odpowiedziałam.
- Śpi dziś u nas?
- Tak. A ja nie idę jutro do szkoły.
- Jak chcesz. - odpowiedziała z obojętnością.
- Aaaaaaaaaa. Mamo!
- Co jest?
- Musisz usprawiedliwić moje spóźnienie i nie obecność na lekcjach po przerwie obiadowej.
- Po przerwie?
- Pojechałam do Justina wtedy, bo mnie wkurzyli ci nowi, ta cała Rose White i jej brat.
- Dobra, idź. Pojadę jutro do szkoły.
- Dziękuję, dobranoc!
Poszłam do sypialni, położyłam się obok Justina i automatycznie zasnęłam. Jus mnie przytulił. Czuł tą złość w moim środku i próbował ją uspokoić... Przy nim zawsze wszystko zdawało się prostsze i lepsze.
Codziennie dziękuję Bogu, że zesłał na mnie takiego anioła jak Justin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz