czwartek, 27 czerwca 2013

Seven


1 grudnia, 2012r. - sobota.

Zaczyna się grudzień. Nie mogę doczekać się przerwy świątecznej. Na razie ganiają mnie do szkoły, ehh... Mam dość nauki. Nie mogę odnaleźć w sobie żadnego talentu... ` -  właśnie o tym myślałam grudniowym rankiem.

Śnieg już sypał jak szalony, a ja czekałam aż Justin do mnie przyjedzie. Mówiłam mu, że ma nie przyjeżdżać, bo jest ślisko. On jeździ jak szalony i mógłby spowodować jakiś wypadek. Jednak wmówił sobie, że musi mnie zobaczyć, więc się zgodziłam. Na pewno by nie ustąpił.  Myślę,  będzie u mnie około 13, skoro wyjeżdża o 11.
Leżałam u w pokoju, włączyłam sobie telewizor i nagle wparowała do mojego pokoju Juliett, moja jedenastoletnia siostra.
- Hope! Nie zapomniałaś o niczym?! - krzyczała mi prosto w twarz, siedząc na mnie.
- Nie?  O czym miałabym zapomnieć?
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalex ma dziś 18 urodziny!
- Dobra! Pamiętam, nie krzycz bo go obudzisz.
- Co dla niego masz? -  kontynuowała szeptem.
- Nic jeszcze, ale nie zamierzam jechać do miasta. Może zamówimy jakiś tort?
- Alex lubi gry!
- Hmmm. Zadzwonię do taty, przyjeżdża wieczorem z Ann, może kupią coś też dla nas, abyśmy mu dały.
- A co ma Justin dal niego?
- Pewnie wyjdziemy gdzieś.
- A ja?
- Ty już będziesz spała kochanie.
I w tym momencie zamilkła. Chyba się obraziła. Nie wiedziała, że nie może wychodzić z nami. Zwłaszcza na imprezy, które sama nie legalnie chodzę. Wyszła. Powiedziałam mamie, żeby jej wytłumaczyła jak to jest i chyba to zrobiła. Zadzwoniłam do taty, okazało się że wyprawiają urodzinową osiemnastkę dla mojego brata. W mojej rodzinie to było dziwne... Rodzicie twierdzili, że nie powinno się wyprawiać szesnastek, więc wyprawiają tylko osiemnastki i to oznaka pełnoletności. Ann zmieniła rok temu pracę, jest prawnikiem i ma dużo pieniędzy, więc postanowili kupić Alexowi auto, które dają mu na imprezie.
Po paru minutach mojego namysłu, wpadł Justin. Była równa 13.
- Heej kotek, jak tam? - powiedział nie widząc nikogo poza mną w mieszkaniu.
- Dzień dobry Justin. - odpowiedziała moja mama.
Oboje zaczęli się śmiać.
- Dzień dobry Eleno. - odparł szeroko uśmiechając się.
- Mamo, nie zatrzymuj go! Jus, choooooooooooooodź. - przerwałam im i zaciągnęłam Justina na kanapę do salonu.
- Cześć.- przywitałam się i pocałowałam go. - Chyba nici z wypadu z Alexem do klubu. - powiedziałam.
- Hope, nawet nie myśl, że mogłabyś pójść! -  wtrąciła mama krzycząc z jadalni.
- Rodzice wyprawiają mu przyjęcie osiemnastko-we. - kontynuowałam nie zwracając uwagi na mamę.
- Ciiiiiiiiiii Hope. Alex jest w kuchni. - wyszeptał patrząc na niego.
Obróciłam się sprawdzając, czy faktycznie tam jest. Był, robił sobie śniadanie. Naszym dzisiejszym zadaniem było udawać, że zapomnieliśmy o jego urodzinach. Alex przyszedł ze śniadaniem do salonu, w piżamie. Przybił Justinowi sztamę i zaczęli rozmawiać.
Około godziny 15 przyjechał tata. Zawołał mnie do kuchni, by porozmawiać o przeprowadzce.
- Córciu, a co byś powiedziała, gdybyśmy się nie przeprowadzili do Cambridge, tylko do Glendale, do Californii? - mówił tata. -  W końcu pan Bieber - uśmiechnął się - ma w Los Angeles swój drugi dom. Sprawdziłem wszystko. 15 minut, góra 20 i byłby u ciebie. Wiesz, mieszkam teraz w tym mieście na ulicy Colorado. Co ty na to, abyśmy się wszyscy, całą rodziną tam przeprowadzili? Oczywiście oddzielne domy, nie chcę zawadzać Elenie.
- Nie zawadzasz mi. - wtrąciła mama.
- To jak Hope? - zapytał tata.
Nie wiedziałam co myśleć. W sumie to lepiej, Justin miałby bliżej do wszystkiego. W LA ma lepsze studio, bliżej do Hollywood, są lepsze kina, w LA są piękne plaże, lepsze kina, baseny... To niesamowite miejsce. Jednak nie mogłam o czymś zapomnieć.
- Tato, a co z Nathy? To moja najlepsza przyjaciółka, najukochańsza. To ona mnie najlepiej rozumie. - powiedziałam po namyśle.
- Ona ma rodzinę. Jeśli jej rodzice by się zgodzili, mogłaby się przeprowadzić z wami, lub chociaż przyjeżdżać na wakacje. Znaczy... Z wami mogłaby mieszkać, jeśli Elena by się zgodziła. - odpowiedział.
- Mi wszystko pasuje. Tylko czy jest jakieś wolne mieszkanie tam, dla nas? - dodała mama.
Tata wszystko zaplanował. Mieszkanie, ilość pokoi, nawet dwa dodatkowe. Nie będziemy mieszkać na żadnej złej dzielnicy, nawet na najlepszej w tym mieście. Wszystko chciałam ustalić z Natt, więc poszłam do niej zadzwonić. Jednak Nathy mnie wyprzedziła, zadzwoniła pierwsza.
- Hoo! Proszę, ratuj! - krzyczała do telefonu.
- Nathy, spokojnie. Co się stało?
- Moi rodzice... Błagam cię, przyjedź do mnie! Proszę cię! Nie wytrzymam w tym domu dłużej już sama!
Po tych słowach się rozłączyła, a ja szybko pobiegłam do salonu.
- Justin, rusz się! Musimy jechać do Nathy, coś się stało z jej rodzicami... Z resztą sama nie wiem. - krzyknęłam do Jusa.
Szybko się podniósł wziął klucze i zaczął się ubierać, gdy wychodził z domu ja już siedziałam w aucie i czekałam aż wsiądzie i odpali. Pojechaliśmy do mojej przyjaciółki.
Gdy już byliśmy pod jej domem, ujrzeliśmy auto z wybitymi szybami i zgniecionym przodem. Powiedziałam Justinowi, żeby został w aucie, a ja miałam biec do jej domu. Justin jednak pobiegł za mną, martwił się o moją jakbyże siostrę. Wpadłam do jej domu z hukiem i zaczęłam krzyczeć.
- Natt! Gdzie jesteś?
- U siebie! -  odpowiedziała krzycząc ze swojego pokoju.
Ani się nie obejrzałam była już obok mnie i przytulała mnie. Płakała.
- Kochanie, nie płacz. Chodź, usiądźmy i na spokojnie wytłumacz mi co się stało.
Usiedliśmy na kanapie a Justin poszedł do kuchni i zrobił nam herbatę. Nathy okryła się kocem. Próbowała mi to wytłumaczyć, trudno było zrozumieć przez szloch, ale wszystko zrozumiałam.
- Moi rodzice... Oni mieli wypadek... Śliska droga... Rozumiesz, Hope...
Znów wybuchła płaczem, przytuliłam ją. Mimo łez, które zamazały jej piękno oczy kontynuowała tłumaczenie.
- Zderzyli się z innym autem, po czym wpadli do rowu. Mama umarła godzinę temu w szpitalu a tata na miejscu wypadku. Właśnie byłam w trakcie pakowania walizek, miałam wyjechać do cioci do Denver, ale teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Nie wytrzymam. Hope, błagam, pomóż mi.  
Nie wiedziałam jak jej pomóc. Przytuliłam ją jak najmocniej umiałam i wtedy do głowy wpadł mi pomysł. Tata zgodził się, by Nathy mieszkała z nami w Glendale. Jej rodzice nie żyją, więc nie mogą decydować. Teraz prawnym opiekunem Nathy jest jej ciocia w Denver, która mnie zna i zgodziłaby się na sto procent.  Teraz moim zadaniem była tylko troska o Nathy. Musiałam o tym porozmawiać z mamą i wszystko byłoby dalej idealnie.

____________________________________________


polecam bloga mojej znajomej:

 są tam 2 opowiadania o Justinie. 
kontakt:
klikając w nick, automatycznie zostajesz przerzucony na TT Julii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz